Pani Karolina prowadzi w Białymstoku cukiernię z amerykańskimi łakociami. Podzieliła się z nami tajnikami tej pracy, tym co robi, by nie dać się pandemii, i jak pomaga jej w tym terminal płatniczy.
Z wykształcenia anglistka, z zamiłowania – cukierniczka. Z wieloletnim doświadczeniem, zafascynowana Stanami Zjednoczonymi, które – jak sama mówi – po licznych wyjazdach za ocean zostały jej w głowie i w sercu. Dlatego założyła pierwszą w Białymstoku cukiernię z amerykańskimi wypiekami – cukiernię „Słodko”. Skorzystała także z Programu Polska Bezgotówkowa, od początku wspieranego przez Visa, dzięki któremu może przez 12 miesięcy korzystać z terminala płatniczego bez dodatkowych opłat. W całej Polsce działa ponad 235 tys. podmiotów, które – podobnie jak cukiernia Pani Karoliny – otrzymały dofinansowanie i mogły tym samym rozpocząć przyjmowanie płatności bezgotówkowych [1]. Wsparcie Visa dla Fundacji Polska Bezgotówkowa to jedna z inicjatyw, w które angażujemy się, aby pomóc małym biznesom dotkniętym pandemią COVID-19 w Polsce i na całym świecie. Jeżeli chcecie przeczytać więcej na ten temat, polecamy artykuł dyrektor zarządzającej Visa w Europie Charlotte Hogg.
A teraz zapraszamy Was do podróży w głąb tajemniczego świata słodkiego biznesu.
Słodkoboxy „receptą” na pandemię
Dzień dobry, rozmawiamy po Halloween, który dla prowadzonej przez Panią amerykańskiej cukierni musiał być dość gorącym okresem. Czy tak faktycznie było i czy wszystko poszło zgodnie z planem?
Tak, wszystko się udało, choć nie do końca poszło zgodnie z planem. Niestety, moja pracowniczka trafiła tuż przed Hallowen na kwarantannę związaną z COVID-19, dlatego nie mogłam przygotować tyle słodkości, ile chciałam. Pomimo, że dzień wcześniej pracowałam do późnej nocy wypieki rozeszły się bardzo szybko. Inna sprawa – pozytywnie zaskoczyło mnie zainteresowanie klientów, nawet pomimo obostrzeń związanych z pandemią.
Skoro pandemia COVID-19 zdominowała nawet temat wypieków na Halloween, mam podstawowe pytanie: jak Pani sobie z nią radzi?
Nie ukrywam, że nie jest łatwo. Musieliśmy się przystosować i przekalkulować to, czy opłaca nam się otwarcie cukierni w ciągu tygodnia, czy może lepiej, aby była otwarta tylko w weekendy. W marcu cukiernię zamknęliśmy, a klientom zaoferowaliśmy tylko coś, co nazwaliśmy Słodkoboxami. Były to paczki ze słodkościami, które można było zamówić do czwartku, a odebrać w weekend. W środku były pozycje z naszego menu, czasem te znane i lubiane, czasem zupełne nowości. Nasi klienci bardzo dobrze to przyjęli. W ostatnich dniach w związku ze wzrostem liczby zachorowań też poważnie zastanawialiśmy się nad ich wprowadzeniem. Z drugiej strony – było Halloween, więc chcieliśmy mieć otwartą cukiernię chociaż w weekend. Okazało się, że to była dobra decyzja, choć trzeba przyznać, że dziś niełatwo nadążyć za biegiem wydarzeń i wprowadzanych zmian.
Czy może Pani powiedzieć coś więcej o samych Słodkoboxach? Rozumiem, że mogły one być zamawiane online i odbierane w cukierni?
Dokładnie tak. Słodkoboxy można było zamówić poprzez nasz profil w mediach społecznościowych lub telefonicznie. Klienci płacili za nie wcześniej przelewem lub na miejscu kartą. Gotówki staraliśmy się nie przyjmować. W sobotę były dwie godziny, w czasie których klienci odbierali Słodkoboxy, a jeżeli coś zostawało, to niektórzy zainteresowani prosili o dostawę. Wtedy jechaliśmy do nich z terminalem, aby bez problemu mogli zapłacić kartą.
Terminal płatniczy sprzyja zachowaniu odległości i jest… mobilny
Cieszę się, że terminal pomogł i pozwolił akceptować płatności kartą. Proszę powiedzieć więcej o tym, jak taka forma transakcji sprawdziła się w czasie zachowania dystansu społecznego.
Terminal na pewno ma znaczenie. Klienci często płacili kartą, lecz gdy w połowie marca zaczęły się obostrzenia związane z pandemią, zaczęli to robić jeszcze częściej. Sprzyjało to zachowaniu odległości – klient może stać nieco dalej, wybrać ciasto, a potem tylko przyłożyć kartę do terminala i tyle. Po każdym kliencie mogłam zdezynfekować terminal, a z gotówką nie jest tak łatwo, nie umyję jej. Wspomniałam też o dostawie Słodkoboxów do klienta. Gdy klient prosił o dowiezienie do domu, terminal był dużo przydatniejszy. Nie musiał też niepotrzebnie wychodzić z domu i wypłacać pieniędzy w bankomacie. Przychodziliśmy z terminalem, klient płacił kartą i po problemie.
(fot. Justyna Kwiek-Aronowicz)
Bardzo sprytnie. Proszę powiedzieć, czy doświadczenia ostatnich miesięcy sprawiły, że planuje Pani nowe oferty i rozwiązania, które pozwolą poradzić sobie z nadchodzącymi miesiącami?
Jeżeli chodzi o wypieki, planujemy – podobnie jak na Wielkanoc – przygotować specjalne świąteczne Słodkoboxy. Myślimy nad tym, by była do wyboru opcja dla dwóch i dla czterech osób. Planujemy także pozostawić opcję dostawy. Już w czasie Wielkanocy wielu naszych klientów zamawiało słodkości z dostawą, ale nie dla siebie, tylko dla swoich bliskich – rodzeństwa, rodziców czy dziadków, których nie mogli odwiedzić. Planujemy także wprowadzić coś, co nazwaliśmy pop-upami, czyli weekendy tematyczne. Klientom spodobała się akcja na Halloween, kiedyś robiliśmy także urodziny w stylu hawajskim, więc chcemy to kontynuować. Myślimy także o wprowadzeniu gotowych tortów – obecnie wszystkie są robione na zamówienie. Chcemy też uruchomić stronę internetową. Nie planuję jednak sprzedaży internetowej – czuję, że jesteśmy za małą firmą, by to robić.
Biznes z głową i od serca
Skoro już jesteśmy przy tajnikach prowadzenia biznesu – czy może Pani opowiedzieć więcej o swojej cukierni?
Firma powstała w 2016 roku, a przez pierwsze 3 lata pracowałam sama. Miałam swój punkt produkcyjny na obrzeżach miasta, robiłam torty na zamówienie, nie prowadziłam stałej sprzedaży. Samodzielność była bez wątpienia plusem, minusem było to, że wszystko było na moich barkach. Szczególnie odczuwałam to w czasie sezonu weselnego, który dla nas – cukierników i producentów tortów – jest najgorętszy. To przede wszystkim maj i czerwiec oraz sierpień i wrzesień. Cukiernia powstała w sierpniu ubiegłego roku. Mamy mały punkt w centrum Białegostoku, do którego dowozimy słodkości i ciasta. Przed pandemią COVID-19 był on otwarty od wtorku do niedzieli, teraz jesteśmy otwarci wyłącznie w weekendy.
Cukiernia jest utrzymana w stylu amerykańskim. Co to dokładnie oznacza?
Tak, to jedna z ważniejszych informacji (śmiech). Raczej nie robimy tradycyjnych polskich ciast, jak serniki czy szarlotki. Specjalizujemy się w wypiekach zza Wielkiej Wody – brownie, babeczki, mamy też placek z wiśniami. A jeżeli wspomniane szarlotki się pojawią, to przyrządzamy je tak, jak w Stanach Zjednoczonych, czyli z ciastem na górze.
Skąd pomysł na to, by cukiernia była właśnie w takim stylu?
Nie było podobnej cukierni w Białymstoku, a ja mam wielką słabość do Stanów Zjednoczonych. Spędziłam tam wiele czasu w ramach programu work and travel (w jego trakcie zwiedza się i pracuje w innym kraju – przyp. red.), byłam tam też w podróży poślubnej. Sama mam słabość do tej kultury i, nie ukrywam, również tego rodzaju słodyczy. Miałam takie poczucie, że jeżeli założę kiedyś cukiernię, to musi być to cukiernia amerykańska. Te Stany zostały mi i w głowie, i w sercu, więc wiedziałam, że to musi być to.
A co na to klienci?
Na początku był szał na cukiernię, klienci chcieli dowiedzieć się, czym te amerykańskie słodkości właściwie są. Były oczywiście głosy sceptyków. Mówili, że te wypieki są za słodkie i cały pomysł nie przyjmie się. Nie spełniło się to. Co więcej, mam obecnie wielu klientów, którzy przychodzą po konkretne wypieki, chociażby red velvet cake, czy ciasto marchewkowe. Nigdy nie sądziłam, że ciasto z marchewki może cieszyć się takim powodzeniem! Klientów cały czas nam przybywa, co bardzo cieszy.
Biznes metodą małych kroków
Czy sprawdziły się rozwiązania, o których Pani wspomniała, czyli Słodkoboxy oraz zamówienia przez media społecznościowe?
Tak, po pierwsze dlatego, że mieliśmy utargi, nawet jeżeli chodziło tylko w weekendy. Udało się także zapobiec sytuacji, w której narobiliśmy ciast i nie mogliśmy ich sprzedać. Robiliśmy konkretną liczbę słodkości i mieliśmy pewność, że zostaną zakupione. W marcu zmniejszyliśmy także minimalną wielkość tortów – wcześniej najmniejsze torty robiliśmy na 10-12 porcji, a od początku pandemii zaczęliśmy robić torty na 6-8 porcji. Nie ukrywajmy – im mniejszy tort, tym wyższa cena za kilogram, bo wymaga tyle samo pracy i niewiele mniej składników. Te mniejsze torty klienci brali na przykład po to, by w małym gronie świętować urodziny dziecka. Czasem wysyłali komuś w prezencie. Zostawiliśmy je na stałe w ofercie. Dzięki temu teraz, gdy ograniczeń robi się znowu więcej, nie musimy zastanawiać się nad zmianą oferty, lecz mamy gotowe rozwiązanie. Gdy klient chce zmniejszyć zamówienie, bo nie robi już urodzin na 30 osób, jak planował, lecz dla kilku domowników – dajemy mu gotowe rozwiązanie. I wszyscy są zadowoleni: klienci zapłacą mniej, dziecko dostanie tort, a ja cokolwiek zarobię.
Co radziłaby Pani początkującym cukiernikom?
Radziłabym metodę małych kroków. Kiedyś pracowałam w cukierni, więc zakładając własny biznes, sądziłam, że mam już odpowiednie doświadczenie. Jednak gdy już założyłam firmę, okazało się, że było go nieco za mało (śmiech). Na początku robiłam torty dla znajomych i rodziny. Gdy już byłam pewna, że chcę to robić, to nie założyłam od razu cukierni, tylko pracownię tortów, które robiłam sama. Sytuacja, którą mamy teraz, wcale nie jest taka zła. Ona jest bardzo niepewna, dlatego w pierwszej kolejności polecam otworzyć firmę oferującą wypieki na zamówienie i cały czas myśleć o tym, jak rozwijać firmę w perspektywie roku czy dwóch. Dla mnie samej spojrzenie na drogę, którą przeszłam, jest bardzo budujące.
Jeżeli sami prowadzicie biznes i chcielibyście wyposażyć go w terminal, polecamy wam wizytę na stronie Fundacji Polska Bezgotówkowa (www.polskabezgotowkowa.pl). Jeżeli natomiast chcielibyście rozwinąć swoją działalność w sieci, warto byście przeczytali artykuł „Skuteczny sklep internetowy? To 4 zasady, których warto się trzymać” i dowiedzieli się więcej o zbliżających się zmianach w sposobie płatności związanych z silną autoryzacją klienta (SCA).