Aktywność gospodarcza w Polsce wyraźnie hamuje, mówią ekonomiści Banku BNP Paribas. Przewidują, że do końca roku Produkt Krajowy Brutto będzie się zmniejszać, a na ścieżkę wzrostu gospodarka powróci dopiero zimą. Podkreślają jednak, że ze względu na kryzys energetyczny w Europie okres dekoniunktury może przedłużyć się na pierwszą połowę 2023 roku. Zdaniem ekspertów inflacja CPI w nadchodzących miesiącach pozostanie dwucyfrowa i może przekraczać 10% r/r aż do przyszłorocznej jesieni. Faktyczna dynamika cen będzie jednak w dużym stopniu zależeć od wysokości taryf na zakup energii elektrycznej i gazu, które zostaną zatwierdzone przez Urząd Regulacji Energetyki pod koniec roku. Analitycy wskazują, że spowolnienie gospodarcze przy wysokiej inflacji stawiać będzie Radę Polityki Pieniężnej w trudnym położeniu, choć uważają, że cykl zacieśnienia polityki pieniężnej będzie kontynuowany, a stopa referencyjna NBP osiągnie w pierwszym kwartale przyszłego roku poziom 8%.
Gospodarka hamuje
Według zaktualizowanych prognoz ekonomistów Banku BNP Paribas, polska gospodarka zwiększy się w bieżącym roku o 3,5%. Relatywnie szybki prognozowany wzrost PKB w tym roku to jednak w dużej mierze efekt wysokiego wolumenu wytworzonych dóbr i usług w okresie styczeń – marzec. Już w drugim kwartale PKB w Polsce się skurczył i zdaniem ekspertów, do końca roku, należy spodziewać się dalszego spadku aktywności. W rezultacie analitycy przewidują, że zimą roczna dynamika PKB spadnie wyraźnie poniżej zera. Prognozują jednak, że recesja będzie krótkotrwała, a w całym przyszłym roku wielkość produkcji zwiększy się o 1%.
Zdaniem ekspertów w nadchodzących kwartałach na koniunkturę niekorzystnie oddziaływać będzie szereg czynników:
– Perspektywy wzrostu PKB w Polsce nie wyglądają zbyt różowo. Słabnący popyt w światowym przemyśle, kryzys energetyczny w Europie, wysoka krajowa inflacja oraz rosnące stopy procentowe to kombinacja mocno niesprzyjająca szybkiemu rozwojowi gospodarczemu. Do pewnego stopnia sytuację łagodzić będzie luźniejsza polityka fiskalna, jednak nie sądzimy, by uchroniła ona polską gospodarkę przed recesją. Mimo przewidywanego przez nas spadku PKB zakładamy jednak, że sytuacja na rynku pracy pozostanie relatywnie dobra, co miejmy nadzieję pozwoli gospodarce dość szybko powrócić na ścieżkę wzrostu– mówi Michał Dybuła, Główny Ekonomista Banku BNP Paribas.
Na koniec drugiego kwartału liczba pracujących w Polsce wyniosła 16,8 mln osób i była najwyższa przynajmniej od 1995 roku. Jednocześnie stopa bezrobocia (metodologia BAEL) osiągnęła wieloletnie minima i spadła do 2.6%.
Kryzys energetyczny w Europie
W ostatnich tygodniach sytuacja na europejskim rynku energii jest wyjątkowo napięta. W sierpniu ceny zakupu prądu i gazu poszybowały w górę i dopiero zapowiedzi zaangażowania Unii Europejskiej w redukcję cen energii przyczyniły się do spadków notowań, Chociaż analitycy uważają, że polska gospodarka jest relatywnie dobrze przygotowana na sezon grzewczy postrzegają oni sytuację na rynku energii jako główny czynnik ryzyka dla prognoz wzrostu gospodarczego w nadchodzących kwartałach.
Wstrzymanie dostaw gazu z Rosji do Niemiec zwiększyło obawy o dostępność surowca w Europie zimą. W Polsce ograniczenie zużycia gazu, utrzymanie wysokiego importu LNG, uruchomienie gazociągu Baltic Pipe oraz pełne magazyny powinny pozwolić uniknąć sytuacji, w której gazu ziemnego zabraknie. Czarnego scenariusza nie należy jednak bagatelizować. Gaz ziemny odpowiada za ponad 16% całkowitej energii wykorzystywanej w Polsce, bezpośrednio i pośrednio poprzez zużycie w produkcji elektrycznej i ciepła systemowego.. Prosta reguła kciuka mówiłaby więc iż niedobór 10% gazu obniża PKB o 1,6%. – tłumaczy Marcin Kujawski, Starszy Ekonomista Banku BNP Paribas.
Eksperci podkreślają jednak, że dla gospodarki istotne jest nie tylko czy energii nie zabraknie, ale także po jakiej cenie będzie ona dostępna. Dodatkowo, nawet jeśli w Polsce nie wystąpi konieczność racjonowania prądu czy gazu, jeśli taki scenariusz dotknąłby inne unijne kraje to także uderzyłoby w polską gospodarkę poprzez słabszy popyt zagraniczny. Unia Europejska jak i państwa członkowskie planują w najbliższym czasie podjąć działania ograniczające negatywne skutki drogiej energii dla gospodarek.
Inflacja wysoka, ale jak bardzo?
Ceny energii są także kluczowe dla ścieżki inflacji CPI w Polsce. W zależności od wysokości zatwierdzanych przez Urząd Regulacji Energetyki taryf na zakup prądu i gazu średnioroczne tempo wzrostu cen konsumpcyjnych w przyszłym roku może różnić się nawet o 10pp.
Patrząc na sytuację na rynku hurtowym taryfy, w przypadku gazu, mogłyby wzrosnąć nawet o kilkaset procent. Sądzimy jednak, że regulator będzie się starał ograniczyć uderzenie w portfele konsumentów. Będzie to z kolei najprawdopodobniej oznaczać konieczność skompensowania różnicy w cenach przez mechanizm fiskalny. W rezultacie obserwować będziemy pewnego rodzaju trade-off – im niższa inflacja w przyszłym roku tym wyższy deficyt budżetowy – wyjaśnia Marcin Kujawski.
Analitycy zaznaczają jednak, że za szybką inflacją stoją nie tylko czynniki zewnętrzne. Inflacja bazowa (z wyłączeniem cen energii, paliw, żywności) zbliżyła się w sierpniu do dwucyfrowych poziomów i będzie pozostawać na wysokim poziomie w najbliższych miesiącach.
Choć pierwotny szok cenowy faktycznie pochodził z zewnątrz widzimy, że inflacja zaczyna się utrwalać na wysokim poziomie. Mają na to wpływ tzw. efekty drugiej rundy, które powodują że np. wyższe ceny energii przekładają się na wzrost żądań płacowych, co z kolei skutkuje tym, że po wygaśnięciu szoku zewnętrznego inflacja nie zwalnia. Przy dynamice płac w granicach 12 – 15% sądzimy, że odkręcanie się spirali płacowo-cenowej będzie procesem długotrwałym, a inflacja nieprędko powróci do bardziej akceptowalnych poziomów – mówi Michał Dybuła.
W ocenie kierowanego przez niego zespołu, inflacja CPI w Polsce średniorocznie wyniesie 14% i 13% odpowiednio w tym i przyszłym roku, a do górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego NBP (3,5%) powróci nie wcześniej niż w 2024 roku, a być może nawet później.
To jeszcze nie koniec podwyżek stóp procentowych
Spowolnienie gospodarcze przy wysokiej inflacji stawiać będzie Radę Polityki Pieniężnej w trudnym położeniu. W warunkach słabszej aktywności członkowie RPP mogą skłaniać się ku zakończeniu cyklu podwyżek stóp procentowych. Zdaniem ekonomistów Banku BNP Paribas nie nastąpi to jednak wcześniej niż na początku przyszłego roku.
W swoich ostatnich wystąpieniach Prezes NBP Adam Glapiński wskazywał, że zbliżamy się do końca cyklu podwyżek. W naszej ocenie jednak ryzyko odchylenia się inflacji od celu w średnim terminie będzie mocnym argumentem za tym, aby politykę pieniężną dalej zacieśniać, choć już w mniejszej skali i tempie. Sądzimy, ze Rada po wrześniowej decyzji na jakiś czas przestawi się na tryb podnoszenia stóp procentowych o 25pb. W efekcie prognozujemy, ze na koniec roku stopa referencyjna NBP wyniesie 7,50%, a na koniec pierwszego kwartału 8% – tłumaczy Michał Dybuła.
Eksperci dodają, że członkowie RPP mogą kontynuować podwyżki stóp procentowych także ze względu na dostępność wakacji kredytowych, które pozwalają zawiesić spłatę części rat posiadaczom kredytów hipotecznych.
Słabszy kurs złotego
W przypadku kursu walutowego, analitycy spodziewają się, że obawy o wzrost gospodarczy w Europie mogą negatywnie rzutować na notowania złotego, a kurs EUR/PLN może do końca roku rosnąć. – Poza niekorzystnym otoczeniem zewnętrznym na kurs złotego wpływać będzie także deficyt na rachunku bieżącym, utrzymująca się na bardzo wysokim poziomie inflacja oraz brak postępów w negocjacjach w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Wzrost stóp procentowych zwiększa atrakcyjność lokowania kapitału w naszym kraju, co powinno sprzyjać zwiększonemu napływowi inwestorów zagranicznych na polski rynek długu. W krótkim horyzoncie sądzimy jednak, że czynnik ten będzie niewystarczający, aby przeciwdziałać deprecjacji złotego– wskazuje Marcin Kujawski.