Dla naszych dzieci, nie tylko z okazji ich święta, ale i na co dzień chcemy jednego: wszystkiego co najlepsze. I choć pieniądze szczęścia nie dają, wielu rodziców w Polsce zapewne zastanawia się ile pieniędzy co miesiąc odkładać i jakich instrumentów finansowych użyć, by środki zbierane z myślą o przyszłości naszych pociech rosły, a nie topniały? Policzył to Maciej Samcik, ekspert finansów osobistych.
Niemałe sumy na kontach maluchów – dane Banku BNP Paribas
„Czym skorupka za młodu…” i „ziarnko do ziarnka…”, mówią popularne przysłowia. Z kolei eksperci od finansów osobistych zgodnie twierdzą, że oszczędzanie warto zacząć już od małych kwot i jak najwcześniej. Czy nasze dzieci mają z czego odkładać? Z najnowszych danych zebranych przez Bank BNP Paribas wynika, że a i owszem. Tylko w ubiegłym roku na konta młodych Klientów banku wpłynęło ponad 13 mln zł kieszonkowego. Średnio w miesiącu na dziecięce konto wpływało niemal 400 zł, ale dorośli decydujący się na regularne wpłaty byli bardziej hojni i przelewali średnio nawet 526 zł. Ile z tego nasi najmłodsi zainwestowali? Stosunkowo niewiele, bowiem średnio aż 84,5% środków z dziecięcych i młodzieżowych kont było na bieżąco wydawane.
– Kieszonkowe to nie tylko nauka obchodzenia się z pieniędzmi i trening zarządzania płynnością finansową. To również możliwość gromadzenia pieniędzy z myślą o dalszej przyszłości. Celem w tym przypadku może być np. wkład własny do kredytu na pierwsze mieszkanie dziecka, czy na czesne, gdy nadejdzie czas wyboru uczelni wyższej. Oczywiście: nie możemy zmusić dziecka, by część kieszonkowego przeznaczyło na długoterminowe oszczędzanie. Możemy natomiast wpływać na decyzje młodego człowieka, np. podwyższając kieszonkowe o specjalną premię, o ile część standardowego kieszonkowego zechce przeznaczać na dalszą przyszłość. Odkładanie pieniędzy na dalszą przyszłość dziecka to znakomity pomysł, ale trzeba pilnować, by tych pieniędzy nie zjadła inflacja – twierdzi Maciej Samcik, dziennikarz finansowy i twórca serwisu Subiektywnie o finansach, ekspert projektu Misja Kieszonkowe Banku BNP Paribas.
Przed rodzicami, którzy zdecydują się na „kieszonkowe długofalowe” stoją dwa pytania: ile pieniędzy co miesiąc warto przeznaczać na cele długoterminowe, aby mieć szansę na uzyskanie widocznego efektu w przyszłości oraz jakich instrumentów finansowych do tego użyć?
Ile jest warte Twoje 200 zł? – symulacja
Maciej Samcik przygotował symulację, która pokazuje, jak, ile i jak długo trzeba oszczędzać, aby odłożyć sporą kwotę na przyszłość dziecka. Załóżmy, że przez 20 lat będziemy sumiennie odkładać 200 zł miesięcznie, np. na konto oszczędnościowe, gdzie te pieniądze będą pracowały w tempie 5% rocznie. Okazuje się, że po upływie tego czasu zgromadzimy – uwzględniając podatek Belki (19% od osiągniętych zysków) – mniej więcej 75 000 zł. Z tego 48 000 zł będą stanowiły wpłaty, zaś resztę – osiągnięte zyski.
– Warto pamiętać, że jeśli chcemy, by te pieniądze zachowały realną wartość, wpłaty trzeba indeksować o inflację. Jeśli wzrost cen wynosi 10% rocznie, to i comiesięczną „składkę” musimy po roku podnieść do 220 zł. Najprostsza opcja odkładania z zyskiem to konto oszczędnościowe w banku. Składamy po 200 zł miesięcznie, a kiedy uzbiera się 10 000 zł – większość z tych pieniędzy przerzucamy na depozyt terminowy. I dalej wpłacamy pieniądze na konto oszczędnościowe. Gdy znowu uzbiera się 10 000 zł – większość pieniędzy ponownie zabieramy, ale tylko razem kupujemy antyinflacyjne obligacje skarbowe, emitowane przez polski rząd. Do wyboru mamy – wśród wielu innych – 4-letnie oraz 10-letnie. Obecnie dają one ok. 7% zysku w pierwszym roku. W kolejnych latach inwestycji oprocentowanie będzie uzależnione od inflacji ogłoszonej przez GUS za poprzedni rok. W razie potrzeby z obligacji można wycofać pieniądze w każdej chwili, płacąc niewielką opłatę karną. Obligacje 10-letnie mają tę przewagę nad „czterolatkami”, że oferują coroczną kapitalizację odsetek. To oznacza, że odsetki są doliczane do kapitału, a nie wypłacane inwestorowi do ręki, dzięki czemu kapitał rośnie szybciej – radzi Maciej Samcik.
Zdaniem eksperta warto też zwrócić uwagę na obligacje 6-letnie i 12-letnie, bo mają podobny mechanizm naliczania odsetek jak te 4-letnie i 10-letnie, ale jeszcze wyższe oprocentowanie. W te obligacje można włożyć tylko tyle pieniędzy, ile państwo wypłaciło rodzicom w ramach świadczenia 500+. Więc tego typu obligacje to niemal idealny sposób gromadzenia oszczędności z myślą o przyszłości dziecka.
Z kolei tym, którym nie straszne ryzyka wahań zgromadzonego kapitału, ekspert poleca ulokowanie części gromadzonych pieniędzy (np. 20%) – bo w inwestowaniu dywersyfikacja to podstawa – w udziały największych światowych koncernów.
– Ich wartość w ciągu 200 lat historii rynków kapitałowych statystycznie rosła znacznie szybciej niż inflacja (o 7-8% rocznie przy inflacji średnio 3% rocznie). To oczywiście nie jest obietnica na przyszłość, ale do tej pory ta metoda się sprawdzała. Do takiego lokowania kapitału służą instrumenty finansowe zwane ETF-ami i można je kupić w każdym biurze maklerskim. Gdybym 20 lat temu zainwestował 10 000 zł w ETF na indeks S&P 500 (czyli w 500 największych amerykańskich firm), to dziś miałbym 52 000 zł. W takim tempie zwiększały się wyceny rynkowe gwiazd amerykańskiej gospodarki. Ale po drodze zdarzały się różne dramaty – w najgorszym momencie tych 20 ostatnich lat wartość mojego portfela spadłaby o ok. 50%! – przestrzega Samcik.
Bez względu na to, która metoda inwestycji w przyszłość naszego dziecka wydaje nam się najbardziej odpowiednia i dopasowana do naszych aktualnych możliwości finansowych, warto już od najmłodszych lat rozmawiać z dziećmi na temat pieniędzy i roli, jaką odgrywają naszym, również dorosłym, życiu. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat tego, jak wspierać swoje dziecko w mądrym i odpowiedzialnym zarządzaniu finansami, wejdź na stronę akcji Misja Kieszonkowe:
https://www.bnpparibas.pl/misjasamodzielnosc/strefa-rodzica/kieszonkowe