– Warszawa nie konkuruje z Krakowem czy Wrocławiem. Jako ekosystem start-upowy chcemy prześcignąć Berlin i Wiedeń – mówi wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski w rozmowie z Web.gov.pl. Wyjaśnia, jak władze miasta mogą wspierać innowacyjnych przedsiębiorców i dlaczego opłaca im się to robić
Web.gov.pl
: Panie prezydencie, podczas ICT Summit w grudniu 2014 r. Warszawa otrzymała od PARP tytuł „Miasta Start-upów” – jako jedno z trzech miast w Polsce najmocniej pracujących na rzecz lokalnego ekosystemu start-upowego. Jakich korzyści władze miasta upatrują we wspieraniu start-upów?
Michał Olszewski: Goeffrey West powiedział, że miasta są jak organizmy żywe. Im większe miasto, tym większy potencjał przyciągania kreatywnych osób i podmiotów. Naszą siłą, jak zresztą każdej metropolii, jest to, że działamy jak duży odkurzacz, przyciągamy zasoby z całego kraju. Zasoby do inicjowania przedsiębiorczości start-upowej, a więc innowacyjnej i kreatywnej, są tak potężne, że grzechem byłoby nie dbać, by segment ten rósł w siłę. Fundusze venture capital przyznają w rozmowach z nami, że Warszawa to miasto o najniższym ryzyku inwestycyjnym. Ale z drugiej strony nowoczesna gospodarka jest na tyle dynamiczna, że nie stwarza przeszkód, by firma, która działa w Warszawie, przeniosła się szybko do innego miasta. Jeśli nie chcemy utracić jako miasto dynamiki rozwoju, musimy budować ofertę dla osób, które tutaj przybywają, po to, by zatrzymywać najbardziej wartościowe jednostki. Im lepsze warunki im stworzymy, tym mocniej zwiążemy je z lokalnym rynkiem. Wspieranie start-upów poprzez tworzenie sieci powiązań pomiędzy biznesem, nauką i administracją jest jednym z elementów układanki, na które zwracamy uwagę. Ważna dla Warszawy jest sieć współpracy podmiotów już działających na rynku. Staramy się promować powiązania między nimi.
Czy to prawda, że w Polsce nie ma rozwiniętej kultury współpracy pomiędzy władzą a start-upami?
Jest brak zrozumienia tego, że współpraca potrafi budować synergię. Panuje przekonanie, że każda współpraca jest grą o sumie zerowej, a jest dokładnie odwrotnie. To właśnie dlatego kiedy środowisko start-upów zaczęło się mocniej organizować, bardzo nam zależało, by brać w tym udział. Ostatnio gościliśmy w naszym Centrum Przedsiębiorczości na Smolnej uroczystość zawarcia porozumienia środowisk wspierających start-upy – Startup Poland, bo to dla nas znak, że rynek dojrzewa i że buduje się również zaufanie.
„Start-up” to bardzo modne słowo, ale statystyka jest bezlitosna – tylko jeden na dziesięć start-upów odnosi sukces, reszta nie przeżyje trzech lat.
Jesteśmy inwestorem, którego stać na cierpliwość. Już w pierwszej kadencji pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz w 2007 roku podjęliśmy decyzję, że miasto zacznie się angażować we wspieranie przedsiębiorczości, w tym innowacyjnej. Pierwszą analizę dotyczącą sektora kreatywnego zrobiliśmy w latach 2009-2010. Rynek przedsiębiorczości start-upowej jest bardzo dynamiczny, nasza polityka wobec niego ewoluuje. Gdy zaczynaliśmy budowę Centrum Przedsiębiorczości Smolna w 2008 roku, jego potrzeby były zupełnie inne niż dziś.
W jaki sposób zmieniły się te potrzeby?
Miał to być w całości inkubator, oferujący firmom przestrzeń do wynajęcia. W momencie, gdy zbliżaliśmy się do zamykania projektu, okazało się, że tego typu prywatnych przedsięwzięć wykiełkowało tyle, że bylibyśmy niezdrową konkurencją dla rynku, a tego nie chcieliśmy. Inkubator musiał powstać, natomiast ograniczyliśmy mocno jego funkcjonalność i zasięg do kilkudziesięciu biurek i kilku pokoi. Mamy program rozwoju dla naszych inkubowiczów, położyliśmy nacisk na rozwijanie programów mentoringowych i coachingowych, razem z partnerami, których zapraszamy do ich realizacji. Tworzymy hub dla innych tego typu działań. Nasza oferta służy temu, by jak najwięcej przedsięwzięć start-upowych w Warszawie było zmapowanych i zsieciowanych. Szkolenia i mentoring są prowadzone przez ekspertów dostarczanych przez naszych partnerów – np. Aulę Polska, inicjatywę non-profit stworzoną w 2007 roku przez Krzysztofa Kowalczyka i Artura Kurasińskiego. To działania szkoleniowe i sieciujące generują największy ruch na Smolnej. Mamy szereg działań organizowanych choćby przez Fundację Przedsiębiorczości Kobiet czy szkolenia z podatków i księgowości. W 2014 roku łącznie obsłużyliśmy 14 tysięcy osób.
W tym roku do Warszawy przeniosła się z Krakowa BitSpiration, międzynarodowa impreza poświęcona start-upom, venture capital i nowym technologiom. Jak udało się przyciągnąć Bitspiration?
Nie przypisujemy tego tylko sobie, duży wysiłek włożyło warszawskie środowisko start-upowe, z którym współpracowaliśmy.
Kraków próbuje rywalizować z Warszawą o tytuł start-upowej stolicy Polski, zyskał nawet przydomek polskiej Doliny Krzemowej. Jak by się pan prezydent do tego odniósł?
Każdy ma swój pomysł na rozwój. Nie zamierzamy podejmować rywalizacji z Krakowem czy Wrocławiem, kiedyś wychodziliśmy do tych miast z propozycjami współpracy, ale zostały one chłodno przyjęte. Z mojej obserwacji wynika, że Kraków i Wrocław są mocno skoncentrowane na własnych środowiskach start-upowych o dużej liczbie relacji wewnętrznych, ale mają o wiele mniejszą niż Warszawa skłonność do przyciągania nowych zasobów. Z kolei z Gdańskiem i Poznaniem mamy za to kilka wspólnych projektów. Widzimy, że te miasta myślą podobnie do nas, otwierając się na siebie. Przykładem tego był zorganizowany z naszej inicjatywy, razem z Orange, warszawsko-poznańsko-gdański hackathon, który bardzo fajnie wypalił. Później przyszedł przyznany prze PARP właśnie tym trzem miastom tytuł „miast start-upów”.
W rankingach dotyczących jakości kapitału społecznego, Warszawa jest i będzie liderem, a wracając do Geoffreya Westa, to naturalny efekt bycia większym i nowocześniejszym. Dziś prawie każdy chciałby konkurować z Warszawą. My jednak nie uważamy Krakowa czy Wrocławia za naszą konkurencję, raczej spoglądamy na Berlin, Wiedeń, Budapeszt czy Pragę w wielu aspektach życia gospodarczego już wyprzedziliśmy. Mamy 4,4 miliona metrów kwadratowych powierzchni biurowej, Praga – około 3 milionów, a Kraków – 600 tysięcy.
Jako stolicy zależy nam na sukcesie pozostałych polskich metropolii. Jest wiele ciekawych inicjatyw w Krakowie, które w Warszawie nie mogłyby mieć miejsca. Każdy ma swoją specyfikę.
To jaka jest specyfika Warszawy i jej najmocniejsze strony?
Najlepiej dostępny rynek finansowy, najlepsza oferta finansowania projektów, najlepsza możliwość dotarcia do inwestorów – mówię tu choćby o funduszach venture capital, najlepsza możliwość internacjonalizacji, czego dowodem są takie firmy jak CD Projekt, najlepsze zasoby biurowe, co powoduje, że są z automatu bardzo konkurencyjne i tańsze, a także dostęp do najlepiej wykwalifikowanej kadry. Jesteśmy największym rynkiem edukacyjnym w tej części Europy – mamy 260 tys. studentów, czyli dwukrotnie więcej niż Berlin. Mamy też słabości, np. nie jesteśmy jeszcze marką rozpoznawaną za granicą, mamy małą liczbę studentów zagranicznych i niewykorzystany potencjał projektów postindustrialnych w Warszawie. Nad tymi rzeczami chcemy pracować.
Wartością warszawskiego ekosystemu start-upowego jest różnorodność. W przeciwieństwie do krakowskiego, gdzie wszyscy dobrze się znają i działają razem, jest tu co najmniej kilkanaście środowisk start-upowych. Jedną grupę tworzą Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości, inną środowiska skupione przy Reaktorze, czy Noa Cowork, by wymienić tylko niektórych. Te grupy nie są powiązane, raczej ze sobą konkurują, często mają własnych partnerów wśród funduszy Venture Capital. Ostatnio obserwujemy zainteresowanie korporacji projektami start-upowymi. Zachęcił je sukces T-Mobile, którego brand został mocno wypromowany.
A co z międzynarodową konkurencją, jeśli chodzi o ekosystemy start-upowe? Mamy niedościgniony Londyn, Berlin i Wiedeń. Jakie wzorce można przeszczepić z tych ośrodków?
Berlin jest naszym naturalnym partnerem, z którym prowadzimy kilkanaście projektów dotyczących rozwoju gospodarczego, m.in. w branży fotoniki czy sektorze kreatywnym. Prowadzimy też warszawsko-berlińskie wydarzenie Startup Revolution Days, które łączymy z ekosystemem start-upowym Tel Awiwu. Mamy wiele podobieństw z Berlinem: jesteśmy miastami-patchworkami z bardzo zróżnicowaną strukturą wewnętrzną, która działa na korzyść sektora start-upowego. Nie jest on skoncentrowany w jednym parku technologicznym, stymulowanym przez władze publiczne, tak jak się to odbywa w innych ekosystemach. W Warszawie i Berlinie ekosystemy start-upowe ewoluują niezależnie od wsparcia władz. Oba miasta rozwijały się dopiero w latach 50. i 60. i wciąż mają duże pole do rozwoju, nie ma w nich bowiem rozwiniętej struktury zabytkowej. Nie ogranicza ona rozwoju start-upów w centrum miasta, gdzie działają uniwersytety i politechniki. Nie żałujemy, że nie mamy kampusów, które w Poznaniu i Gdańsku są na peryferiach miasta. Ten model przyjęło wiele polskich miast, nie było bowiem w nich stymulantów właściwych dla Warszawy.
Z kolei nasza rola w kraju jest zupełnie odmienna. Berlin jest czwartym co do wielkości rynkiem finansowym w Niemczech po Frankfurcie, Hamburgu i Monachium, a my jesteśmy pierwsi w Polsce. Wzorce czerpiemy więc z Oslo, Amsterdamu czy Barcelony. No i w przeciwieństwie do Berlina, bardzo rozwijamy centrum. Zrozumieliśmy, że nie trzeba na siłę budować parku technologicznego na oddalonym od miasta terenie. To tylko i wyłącznie projekt przestrzenny, który bez programu jest jałowy. Ważniejsza jest sieć wzajemnych powiązań i kultywowanie tego, co jest w mieście najcenniejsze. Postanowiliśmy dogęszczać centrum nowymi inwestycjami i dzięki temu zapobiegać wyludnianiu się miasta. Szwedzi, Norwegowie i Finowie mają właśnie takie pragmatyczne podejście, staramy się wprowadzać w życie te wzorce, a studzić niepotrzebne zapały. Już dziś widzimy pierwsze pozytywne efekty tej polityki.
Powiedział pan, że najważniejszą wartością metropolii są sieci łączące administrację, naukę i biznes. Jak pan z tej perspektywy ocenia stan ekosystemu start-upowego Warszawy?
Te sieci trzeba przez cały czas udoskonalać. Nie mogę powiedzieć, że są szczytem naszych oczekiwań. Często podpisujemy porozumienia o współpracy, po czym nie zawsze korzystamy z tych relacji, które się pojawiają. Wiele z naszych kontaktów owocuje dopiero w momencie, kiedy pojawia się wspólny biznes. Sektor nauki jest w Warszawie bardzo zróżnicowany. W obrębie każdej uczelni są ludzie skłonni do współpracy, ale i tacy, którzy wolą kultywować tradycyjny model dydaktyki, który opiera się na wykorzystaniu tych samych zasobów bez otwierania się na zewnątrz.
Najbardziej pozytywne przykłady współpracy z uczelniami?
Pozytywnym zaskoczeniem pod względem otwartości uczelni na współpracę i liczby inicjatyw, które się pojawiały. Jest Politechnika Warszawska i jej dynamiczny rektor, prof. Jan Szmidt. Wiele zmieniło się w Uniwersytecie Warszawskim, również za sprawą prorektor, prof. Anny Gizy-Poleszczuk. Myślę tu o projektach sieciujących takich jak Digital Economy Lab – uniwersytecki ośrodek naukowy, którego fundatorem jest Google. Wiele działań uczelnianych to coraz częściej inicjatywy młodego pokolenia, które stara się zmieniać środowisko naukowe.
Jakie działania powinna podejmować władza lokalna, a jakie powinny być realizowane na poziomie centralnym, jeśli chodzi o wspieranie przedsiębiorczości, również start-upowej?
Rolą administracji centralnej jest budowanie przejrzystych przepisów i sprzyjającego środowiska w skali ogólnokrajowej. Rolą miast powinno być dostarczanie zasobów, których na danym lokalnym rynku brakuje, a miasto jest w stanie dostarczyć je taniej, lepiej lub bardziej efektywnie. Najbardziej logicznym zasobem są nieruchomości, czyli np. powierzchnie biurowe. Należy to jednak robić rozważnie, bo miasto nie powinno konkurować z kapitałem prywatnym. Im więcej projektów robi się rękami partnerów prywatnych, tym rynek dynamiczniej się zmienia. Obserwując doświadczenia nie tylko polskich, ale również zagranicznych miasta podjęliśmy decyzję, że Centrum Kreatywności przy ul. Targowej, która jest w trakcie realizacji, powierzymy prywatnemu operatorowi. Kiedy kilka miesięcy temu ogłosiliśmy przetarg na kolejne centrum związane ze wspieraniem młodej przedsiębiorczości, przy ul. Oboźnej 1a (my dostarczamy budynek – partner oferuje program), zgłosiło się siedem podmiotów. To pokazuje, że miasto nie musi, a wręcz nie powinno budować start’upowego środowiska samodzielnie.
Staramy się wykorzystywać projekty dotyczące start’upów wielopłaszczyznowo. Wszystkie nasze projekty na Pradze, przeprowadzane są w zabytkach czy brownfieldach (terenach zdegradowanych – przyp.red.). To wysiłek trzykrotnie większy finansowo od każdego projektu, który powstałby na „zielonej łące” (greenfield). Ale nam się to opłaca, bo przy okazji odbudowujemy tkankę miejską i rewitalizujemy obszar.
Największą wadą każdej administracji, ale także dużego biznesu, jest popadanie w schematy i procedury. To zabija nowoczesną, kreatywną przedsiębiorczość, bo w niej najwięcej zależy od swobody i elastyczności.
Jak ocenia pan współpracę miasta ze środowiskiem start-upowym?
Wciąż się jej uczymy – obydwie strony. Udało nam się zbudować przez ostatnich kilka lat kapitał relacyjny. On jest chyba tu najważniejszy. Choćbyśmy zainwestowali ogromne pieniądze w kampanię marketingową, to nigdy nie osiągniemy takiego efektu, jak przez indywidualne relacje. Wypracowaliśmy sobie zasady współpracy. Każdy, kto zgłosi się do nas z propozycją współdziałania, definiuje swoje oczekiwania, a my staramy się dostarczyć mu dokładnie to, czego potrzebuje. Stawiamy sobie jednak jasną granicę – pieniądz to ostatnia rzecz, o której rozmawiamy. Najpierw staramy się dostarczyć to, co jako miasto możemy dać taniej – np. venue. Zasoby własnościowe są w naszym przypadku najważniejsze. Mówimy do partnerów: jeśli chcecie synergii z nami, to nie przychodźcie do nas jak do sponsora. Mamy mnóstwo miejsc na centra konferencyjne i jeśli ktoś chce zrobić event sieciujący, taki jak np. Startup Grind, to możemy mu to umożliwić. Zapłacimy za to naszemu podmiotowi zależnemu mniej niż ktokolwiek z rynku, bo takie są nasze zasady współpracy. Z takich porozumień korzysta Fundacja Przedsiębiorczości Kobiet czy Młodzi Innowacyjni. Jest duże zapotrzebowanie na takie działania. Start-upy zgłaszają się do nas nawet poprzez mój profil na Facebooku.
Niemniej jest wiele inicjatyw, które doskonale radzą sobie na rynku bez miejskiego wsparcia i to nas również cieszy.
Czy stołeczny ratusz angażuje się w nowe inicjatywy start-upowe?
Jak najbardziej. Staramy się, aby Warszawa była ośrodkiem przyjaznym środowisku startupowemu oraz sprzyjała nowatorskim przedsięwzięciom. Wykorzystujemy różne narzędzia, które mają służyć budowie stołecznego ekosystemu startupowego. Wśród nich jest m.in. pomoc w organizacji eventów, promocja firm na rynkach międzynarodowych. Zachęcamy również i angażujemy warszawskich przedsiębiorców – nie tylko startupowców – w promowanie Warszawy. Z resztą stołeczne startupy występują już pod wspólną marką #techwawa – powstała oddolnie, my ją również wspieramy. W Warszawie dzieje się obecnie tak wiele, że nasze Centrum Przedsiębiorczości Smolna – działające niespełna dwa lata – jest już za małe aby zaspokoić wszystkie potrzeby środowiska. Jednym z takich „narzędzi”, o którym chciałbym wspomnieć w kontekście angażowania się ratusza w inicjatywy startupowe, jest organizowany w czerwcu tego roku cykl Warsaw Innovation Days. Jest to pomysł na który wpadliśmy gdy dostrzegliśmy, że w Warszawie jest bardzo wiele wydarzeń, z których każde w mniejszym mieście byłoby eventem roku, a u nas znikały w powodzi podobnych wydarzeń.. Dzięki jednej dużej marce Warsaw Innovation Days obejmującej w ciągu 3 tygodni 8 dużych wydarzeń i kilkanaście lub kilkadziesiąt mniejszych, mamy możliwość dotarcia do większej grupy odbiorców i stworzenia pewnego rodzaju ekosystemu instytucji i firm świadomych innowacyjnego potencjału miasta.
To co będzie dalej?
Po pierwsze otwierane będą nowe start’upowe lokalizacje – w przyszłym roku przy ul. Targowej 56 a następnie przy ul. Targowej 80 . Wspomniany już projekt przy ul. Oboźnej 1a być może ruszy jeszcze w tym roku. Wkrótce ogłosimy kto będzie operatorem. . Wiadomo, że przy ul. Targowej 56 częściowo będzie to inkubator, częściowo sale udostępniane na spotkania czy networking. Może tam być concept store czy galeria warszawskiego sektora kreatywnego.
Młodą przedsiębiorczość chcemy wspierać i wykorzystać do rewitalizacji Pragi. Chcemy tam wprowadzić nowy sposób zarządzania lokalami użytkowymi, również pod kątem przyciągania młodych firm. Tenant-mix, czyli dobór najemców optymalny do profilu ulicy i potencjalnych klientów – to rzecz, której w Polsce jeszcze nikt nie robił. Chcemy, np. by ulica Mała, jako jeden z niewielu zachowanych w całości przedwojennych układów urbanistycznych, miała pod tym względem jednolity charakter, służący m.in. sieciowania sektora kreatywnego i rzemiosła w jednym miejscu. Będziemy wskazywać podmiotom prywatnym lokale, które mogą oni wykorzystać do swojego rozwoju – dla nas lokowanie miejsc pracy właśnie w tym rejonie miasta jest bardzo ważne. To jeden z naszych pomysłów na Starą i Nową Pragę.
Rozwój start-upów na Pradze uda się dzięki bliskości metra – bardzo pomoże też lokalizacja w praskim Koneserze Google Campusu.
Czego pana zdaniem brakuje jeszcze Warszawie, jeśli chodzi o ekosystem start-upowy?
Brakuje wkomponowania nowoczesnej przedsiębiorczości w miejską przestrzeń, zrozumienia, że start-up to nie tylko budynek i coworking, ale pomysł na dzielnicę w ogóle. Dlaczego Powiśle stało się modnym miejscem dla start-upów? Bo kiedyś miasto podjęło decyzję, że mają tu być inwestycje w naukę i ludzi młodych. To tu powstał i rozwinął się kampus uniwersytecki oraz Centrum Nauki Kopernik. Młodość, innowacyjność i kreatywność w myśleniu przyciągają się – obok jednych inicjatyw wyrastają następne. W myśleniu miejskim o start-upach brakuje moim zdaniem tematu wkomponowania ich w strukturę miejską na poziomie zarządów dzielnic poprzez oferowanie lokali, które stoją puste i niewykorzystane. Mógłby tam wejść przedsiębiorca, wyremontować lokal i przez jakiś czas nie płacić czynszu. Wciąż za mało jest instrumentów wspomagających kontakt i budowanie relacji młodych przedsiębiorców i urzędników. Obecna jest nadal pewna doza nieufności i braku komunikacji pomiędzy nimi. Ale nad też już pracujemy.
Czy nowe technologie opracowane przez warszawskie start-upy będą wdrażane w mieście?
Jak najbardziej. Naszym flagowym projektem, w który zainwestujemy ponad 50 mln zł, jest warszawska technologia beaconowa, z kompleksową informacją o miejskiej ofercie komunikacyjnej czy turystycznej, z której będzie można korzystać dzięki aplikacji na smartfony. Start-upem, który ma największy udział w projekcie, jest warszawska firma Ifinity. W latach 2016-17 ma być już gotowa kompleksowa oferta dotycząca większości przestrzeni miejskiej. Na pewno obejmie wszystkie środki komunikacji miejskiej i urzędy. Nasi partnerzy, tacy jak np. Muzeum Narodowe, będą mogli dzięki tej aplikacji tworzyć treści dla zwiedzających. Technologia będzie otwarta, co daje kolejną przewagę. Nasza oferta to hasło: my dajemy sieć, Wy generujecie pomysły. Pierwszym elementem programu jest instalacja samych beaconów, drugim – aplikacja. Chcemy umożliwić bezpłatne skorzystanie z naszej infrastruktury każdemu chętnemu podmiotowi prywatnemu, np. takiemu, który zaoferuje warszawskim restauracjom aplikację, która pomoże klientom w rezerwacji stolika, a niewidomym w dotarciu do lokalu. Idąc przez miasto z telefonem, dostaniemy informację o ofercie w najbliższym sklepie. Jeśli turysta zaprogramuje w smartfonie ścieżkę zwiedzania, to dowie się więcej niż w przypadku technologii GPS. Finansowanie projektu mamy zagwarantowane. Jest on innowacyjny i wykorzystuje technologie informacyjno-komunikacyjne, a na nich nam w Warszawie bardzo zależy.
źródło: web.gov.pl